Przyzwyczailiśmy się już, że w naszej małej ojczyźnie, jaką jest ziemia lubliniecka, znane są bardzo postacie bł. O. Józefa Cebuli oraz św. Edyty Stein. Obydwie te postaci łączy wielka miłość do Boga, tragedia II wojny światowej i śmierć w obozie koncentracyjnym.  Jest jednak zapewne więcej osób, których losy potoczyły się podobnie a były silnie związane z lubliniecką ziemią. Nie trzeba daleko szukać, wiele raz przejeżdżamy  przez pobliskie Lisowice, lecz nie wielu z nas zna lisowickiego męczennika II wojny światowej.

Alfons Mańka OMI ( 1917 – 1941)

Urodził się 21 października 1917 roku w Lisowicach. Syn Piotra i Karoliny, miał dziesięcioro rodzeństwa. Ochrzczono go 28 października 1917 r. Wówczas Lisowice podlegały do parafii w Lubecku. W domu rodzinnym praktykowano wspólną modlitwę, zwłaszcza różaniec. W niedziele i święta chodził regularnie do kościoła parafialnego w Lubecku.  Jako chłopiec pomagał rodzicom na gospodarstwie.  Pasjonowała go gra na skrzypcach oraz  malowanie.  Lubił także odbywać pielgrzymki do sanktuariów Matki Bożej w Częstochowie i Piekarach.

Po ukończeniu szkoły powszechnej zaczął uczęszczać do lublinieckiego gimnazjum (1929 – 1934). Następnie naukę kontynuował w Małym Seminarium oo. Oblatów w Lublińcu (1934 – 1937). W 1937  roku zdał maturę i idąc za głosem wzywającego Chrystusa, wstąpił do oblackiego nowicjatu w Markowicach na Kujawach. Pierwsze śluby zakonne  złożył 8 września 1938 roku. Następnie rozpoczął studia filozoficzne w Krobi.

Gehenna II wojny światowej.

Trwające studia przerwał z dniem 1 września 1939 roku wybuch II wojny światowej. Pod koniec sierpnia 1939 przybył do Markowic, jednak z powodu zbliżającego się wroga musiał razem  z innymi współbraćmi udać się do Kodnia n. Bugiem.  Dom okazał się przepełniony i fr. Alofns wrócił do Markowic. W Markowicach nałożono na oblatów areszt domowy i przymusową pracę w folwarkach niemieckich. Żył tam pod jednym dachem z o. Józefem Cebulą.  4 maja 1940 r. został deportowany przez gestapo.  Jego droga rozpoczęła się od Szczeglina koło Mogilna, następnie prze Dachau by w końcu trafić do Mauthausen- Gusen. Pracował ciężko w kamieniołomie, co spowodowało szybką utratę zdrowia. Wycieńczony i umęczony ciężką pracą zmarł 22 stycznia 1941 r.  Świadom rychłej śmierci odbył spowiedź i nieustannie się modlił. Miał zaledwie 23 lata. Współbracia, którzy byli razem z nim w obozie, wystarali się , aby pomodlić się wspólnie przy jego doczesnych szczątkach. Ciało fr. Alfonsa Mańki zostało skremowane 28 stycznie, pierwszego dnia po otwarciu krematorium. Są przesłanki, że zachowały się jego prochy. Początkowo w obozie prochy były jeszcze wsypywane do urn i podpisywane. Ojciec Alfonsa zginął w obozie 13 marca 1943 r. w Buchenwaldzie.

„Jezus jest ideałem moim”

Podczas odbywania nowicjatu prowadził duchowy dzienniczek, który jest koronnym dowodem jego miłości do Boga, bliźniego i Zgromadzenia. Oto kilka zapisków fr. Alfonsa Mańki OMI:

„Przyszedłem do klasztoru aby stać się świętym”. „Jemu służyć, Jego kochać. Świat dla mnie nie przedstawia wartości, bo Bóg mój i wszystko moje”. „Prawdziwe życie zakonnika powinno płynąć z minuty na minutę wśród zaparcia się i umartwień”.  „Chcę stać się świętym…Z Jezusem wszystko jest możliwe”. „Dążyć do świętości, do doskonałości, to ciągła walka z sobą, walka ze światem”. „Jezus jest ideałem moim”. „ O Matko Nieustającej pomocy, nie dopuszczaj, abym miał utracić Boga mojego”. „ W Jej rękach są losy mego życia”.

W rzeczach, które rodzina otrzymała z Markowic, znaleziono karteczkę z notatką : „ Będę wierny Bogu aż do śmierci”.

Jest to piękne świadectwo życia chrześcijańskiego i powołania zakonnego. Odważnie możemy powiedzieć że jest męczennikiem, który był wierny Bogu aż do śmierci. Jest dla nas przykładem a zarazem przestrzega nas, że miłości do Boga oraz dążenia do świętości nie można odkładać na starość, gdyż nie wiemy kiedy zakończy się nasza ziemska wędrówka.  Sam oddał ducha mając 23 lata. Podsumowując przytoczę piękne świadectwo, jakie dali o nim współbracia:

„Umarł, jak żył święcie. Wycieńczony głodem, wśród bicia i strasznych męczarni, nie wypowiadając słowa skargi. Na ustach jego była nieprzerwana modlitwa. Zawsze był skupiony. Widzieliśmy go po śmierci. Był to szkielet z anielską pogodą na twarzy” (Gość z Obry, 1945, nr 3).

 

Tekst ukazał się na łamach oblackiej gazetki parafialnej w Lublińcu „U Oblat”