W obozie koncentracyjnym, w Gusen, 13 sierpnia 1940
Kleryk Alfons Mańka wraz z innymi więźniami obozu koncentracyjnego w Gusen przeżył piekło noszenia kamieni z górnego kamieniołomu Kastenhofen do obozu Gusen i to biegiem tam i z powrotem. Oto relacja więźnia obozowego o. Henryka Mroczyka, młodszego współbrata Alfonsa:
Biegiem po kamienie, włożenie go na ramię, nie poniżej 50 kg! Biegiem z tym kamieniem do obozu i znowuż biegiem … po kolejny kamień. Trwało to całe popołudnie. Na całej wynoszącej około 700 m. trasie, ustawiło się około 40 SS-manów czyhających jak hieny na biegających duchownych. Kapowie, blokowi i owi SS-mani okładali każdego sztachetami, łopatami i czym się tylko dało. Uciec przed razami nie było gdzie … w odległości 2 – 3 metrów stały diabły w ludzkim ciele. Biada temu, kto upadł czy wybiegł poza trasę! Został zdeptany, zmasakrowany lub zastrzelony. Wreszcie godzina 17.00. Odtrąbiono koniec pracy o odmarsz na apel wieczorny … Zabito owego czarnego popołudnia sierpniowego 1940 roku około 60 więźniów, a 400 odstawiono do Mauthausen, jako niezdolnych do pracy inwalidów … na zagazowanie.
(por. Martyrologium polskich oblatów 1939 – 1945, o. Józef Pielorz OMI, s. 120-121)