O kleryku Alfonsie Mańce (1917-1941), pochodzącym z Ziemi Lublinieckiej, który jest kandydatem na ołtarze w Kościele Rzymskokatolickim zawsze warto czytać wartościowe teksty i, co więcej, warto czytać przedwojenny dziennik duchowy jego własnego autorstwa.

Użyty w tytule skrót ‘OMI’ (akronim) pochodzi od pierwszych liter łacińskiej nazwy ‘Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej’ (łac. Oblati Mariae Immaculatae). Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej założono w 1816 r.

  1. Alfons Mańka – fakty z życia

Alfons Mańka urodził się 21 października 1917 r. w Lisowicach k. Lublińca na Górnym Śląsku. Ochrzczono go 28 października 1917 r. w kościele parafialnym pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w podlublinieckim Lubecku. Początkowo uczęszczał do Szkoły Powszechnej w Lisowicach k. Lublińca (1924-1929), z kolei uczył się (1929-1934) w ówczesnym Państwowym Gimnazjum Męskim imienia Adama Mickiewicza (przy obecnej ul. Jana Sobieskiego 22) w Lu­blińcu, potem w lublinieckim Małym Seminarium Oblatów Maryi Niepokalanej (1934-1937), gdzie zdał maturę (1937). Wstąpił do oblackiego, rocznego nowicjatu w Markowicach na Kujawach (1937-1938), gdzie m.in. pisał swój dziennik duchowy, zwany z łacińska Recapitulatio diei, czyli ‘Rekapitulacja dnia’, ‘Podsumowanie dnia’ albo ‘Streszczenie dnia’ (w tzw. kontemplacyjnej „modlitwie myślnej”), a czynił to przez ponad półtora roku, tj. od 15 września 1937 r. do 21 kwietnia 1939 r.

Tenże rękopis autorski z lat 1937-1939 (z zachowaną oryginalną pisownią) został wydany po raz pierwszy dopiero po około osiemdziesięciu latach pt. Dzienniczek duchowy. Recapitulatio diei, red. Edward Przebieracz i Marian Mańka, wstęp: o. Józef Niesłony OMI, wydanie I, Wydawnictwo św. Macieja Apostoła, Lubliniec 2017). Następnie ukazało się wydanie II, poprawione (tamże, Lubliniec 2017, druk w styczniu 2018 r.) jako pozycja nr 16 w ramach serii „Regionalia lublinieckie”. Tekst ten może służyć zawsze jako bardzo cenna, wartościowa pomoc dla pogłębienia chrześcijańskiego życia duchowego.

Spośród wielu ciekawych zapisów „dziennika duchowego”, przytoczę tu tylko jeden: „Chcę się stać świętym. Niech mnie to kosztuje, ile chce… (…) Jeśli inni mogli, to dlaczego nie ja” (27.11.1937). I kosztowało (za wiarę zapłacił życiem). Świętym może stać się każdy (ang. everyman), to dotyczy wszystkich ludzi. Powołanie do świętości ma charakter uniwersalny, czyli powszechny. Ze świętości nikt nie jest z góry wykluczony, tę postawę warto odnotować i dziś. Wskazówka ta pozostaje ważna zawsze, wszędzie i dla każdego człowieka / dla każdej osoby.

Młody, zaledwie dwudziestojednoletni Alfons Mańka OMI złożył swoje pierwsze śluby zakonne u Oblatów dnia 8 września 1938 r. w kujawskich Markowicach, rozpoczął wewnętrzne, zakonne studia filozoficzne w wielkopolskiej Kro­bi k. Gostynia. Tuż po agresji Niemiec na Polskę (1 września 1939) Alfons Mańka OMI dnia 4 września 1939 r. przed bł. o. Józefem Cebulą OMI złożył drugie śluby zakonne we wspomnianych Markowicach kujawskich. Podczas niemieckiej okupacji Polski, kleryk Alfons Mańka OMI od 5 października 1939 r., jako przymusowy robotnik musiał przez siedem miesięcy (do 4 maja 1940 r.) za darmo (wraz z innymi oblatami) pracować w zajętym przez Niemców gospodarstwie rolnym w Markowicach. Dodatkowo, począwszy od 25 października 1939 r. przebywał wraz z innymi oblatami w markowickim areszcie domowym, nałożonym na zakonników przez okupantów niemieckich (ograniczona wolność, zakaz wychodzenia poza obręb klasztoru, z wyjątkiem wyjścia na przymusowe, niewolnicze roboty rolne w niemieckim majątku). Mimo okupacyjnego terroru, po przyjściu z tych robót, w określone dni aż do początku maja 1940 r. kleryk Mańka uczył się w markowickim klasztorze w areszcie domowym, kontynuując (tajnie) swoje zakonne studia filozoficzne pod kierunkiem dwóch ojców oblatów.

W Markowicach kleryk Alfons Mańka OMI przebywał aż do dnia 4 maja 1940 r. włącznie, kiedy to został faktycznie aresztowany i deportowany przez niemieckie Gestapo (niem. Geheime Staatspolizei, Tajną Policję Państwową) wraz z innymi oblackimi klerykami i nowicjuszami do ówczesnego, niemieckiego obozu przejściowego w folwarku w Szczegli­nie k. Mogilna na Kujawach, gdzie w ramach sadystycznej, trzydniowej „musztry” został bestialsko pobity do nieprzytomności przez Niemców, a gdy już bezbronny, skopany, skatowany leżał na ziemi – skakało po nim aż trzech niemieckich esesmanów (wg relacji o. Józefa Maksymiuka OMI, naocznego świadka tego bestialstwa).

Od 7/8 do 9 maja 1940 r. niemieckim „transportem” – pociągiem towarowym, złożonym z bydlęcych wagonów, wieziony był przez ok. 30 godzin bez jedzenia i picia wraz około ośmiuset Polakami do Dachau k. Monachium w podalpejskiej Bawarii. Przez prawie trzy miesiące w okresie od 9 maja do 2 sierpnia 1940 r. Niemcy więzili kleryka Mańkę w obozie koncentracyjnym (niem. Konzentrationslager – skrót KL) w Dachau. tam Niemcy wytatuowali mu na ciele numer obozowy 9348. Na bluzie obozowego pasiaka nosił czerwony trójkąt (dla więźniów politycznych, którymi byli Polacy) z literą „P”. W Dachau przechodził okrutną tzw. „kwarantannę” (głód, chłód, nieludzka musztra) w tzw. obozie nr „3 K”. Zachował się jeden list Alfonsa Mańki OMI wysłany z obozu koncentracyjnego w Dachau do rodziny („Gef-Nr 9348, Blok 11/2, Dachau 3 K”).

Dnia 2 sierpnia 1940 r. Niemcy przewieźli go (wraz z około tysiącem pięciuset innych więźniów) transportem kolejowym (bydlęce wagony) z KL Dachau do stacji Sankt Georgen koło Linzu w Austrii, skąd pieszo przebył 7 kilometrów do KL Mauthausen-Gusen, najcięższego obozu koncentracyjnego (tj. najwyższego, III stopnia). Tam Niemcy wytatuowali mu na ciele drugi, inny numer obozowy – 6665. W austriackim KL Mauthausen-Gusen (a ściślej: w filii w Gusen), kleryk Mańka OMI pracował w pobliskim kamieniołomie. Niemcy nakazali nowemu transportowi więźniów, w którym był A. Mańka noszenie wielkich kamieni, począwszy od dnia 13 sierpnia 1940 r. Tam doświadczył on codziennego piekła wielokrotnego noszenia (biegiem!) co najmniej pięćdziesięciokilogramowych głazów, na własnych barkach, z górnego kamieniołomu Kastenhofen do obozu Gusen (na odległość ok. 700 metrów), i to w gęstym szpalerze bijących esesmanów, kapo i blokowych. W tej bestialskiej gehennie okrutnie bili oni biegnących więźniów – łopatami, sztachetami, kolbami karabinów itd.

Według relacji naocznego świadka, o. Henryka Mroczyka, „Uciec przed razami nie było gdzie… w odległości 2-3 metrów stały diabły w ludzkim ciele. Biada temu, kto upadł czy wybiegł poza trasę! Został zdeptany, zmasakrowany lub zastrzelony” (cytuję za: o. Lucjan Osiecki OMI, tekst pt. Biografia kl. Alfonsa Mańki OMI, 1917-1941, mnps, za tym Autorem podaję tu także wszelkie inne, szkolne, zakonne czy obozowe szczegóły biograficzne).

W KL Gusen kleryk Alfons Mańka (w sposób tajny), wraz z kilkoma innymi współwięźniami – klerykami (braćmi = fratrami) ze Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej, odnowił przed współwięźniem – o. Szczepanem Całujkiem OMI swoje śluby zakonne dnia 8 września 1940 r. w pobliżu murów budowanego właśnie guseńskiego krematorium, w którym sam miał spłonąć już za kilka miesięcy. Kleryk Mańka wysłał z tego niemieckiego obozu w Austrii do domu – do rodziny tylko dwa listy (22 września 1940 r. oraz 5 grudnia 1940 r.).

Inny naoczny świadek, kleryk Józef Maksymiuk OMI, relacjonował: „Tu często nosiłem razem z fr[atrem]. Mańką kamienie, (…). Głęboko w pamięci utrwaliło mi się ostatnie spotkanie w trzecią niedzielę adwentu [1940 r.], kiedy to kilku z naszych fratrów przyszło na mój blok, gdzie pod przewodnictwem fr[atra]. Mańki recytowaliśmy Mszę św. Potem zaś fr[ater]. Mańka przemówił do nas na temat zgadzania się z wolą Bożą, czym podniósł nas mocno na duchu, i dodał nadziei w przetrwanie obozu” (cyt. za: j. w.).

Skrajnie wyczerpanego, osłabionego, wychudzonego kleryka Alfonsa Mańkę OMI przeniesiono na tzw. „rewir” (wydzielone miejsce dla chorych, obozowy „szpital”). Więźniowie-pielęgniarze bezskutecznie ratowali go dodatkowym jedzeniem, a on sam modlił się nieustannie, wyspowiadał się u chorego współwięźnia-kapłana, leżącego na tej samej sali w owym „rewirze”.

Więzień Alfons Mańka OMI, skrajnie wycieńczony nadludzką katorgą w kamieniołomach, częstym biciem i katowaniem, zagłodzony – zmarł dnia 22 stycznia 1941 r. w Gusen w opinii świętości jako męczennik.

Według zapośredniczonej relacji naocznych świadków, Alfons Mańka OMI – „Umarł, jak żył – świę­cie. Wycieńczony głodem, wśród bicia i straszliwych męczarni, nie wypo­wiadając słowa skargi. Na ustach jego była nieprzerwana modlitwa. Za­wsze był skupiony. Widzieliśmy go po śmierci, był to szkielet z anielską twarzą” (cyt. za Dzienniczek duchowy. Recapitulatio diei, IV s. okładki). Martwe ciało kleryka spalono 28 stycznia 1941 r. w krematorium obozowym KL Gusen. Był wierny Bogu aż do śmierci, tak jak sam napisał uprzednio na kartce pozostawionej w domu oblackiego nowicjatu w kujawskich Markowicach. Niewątpliwie Alfons Mańka OMI należy do grupy pol­skich męczenników rzymskokatolickich z okresu II wojny światowej, choć jego proces beatyfikacyjny ma już bardzo długie i zawiłe dzieje (tu pominięte), jednak można mieć nadzieję, że zmierzające w przyszłości ku szczęśliwemu, pozytywnemu finałowi.

W perspektywie duchowości postać kleryka Alfonsa Mańki OMI jawi się jako przykład osoby świętej, głęboko zanurzonej w relacje mistyczne człowieka z Bogiem. I tę rzeczywistość duchową, łączącą Boga i człowieka można pokazać także poetycko.

  1. Ocalony w poezji

W perspektywie poetyckiej rzeczywistość duchową Alfonsa Mańki OMI (1917-1941) ujął lubliniecki twórca – wspomniany już wyżej redaktor mgr Edward Józef Przebieracz (ur. w. 1962 r.), polski teolog katolicki, katecheta, poeta, pisarz, dziennikarz, wydawca, edytor źródeł i animator kultury literackiej na Górnym Śląsku. W swoim wierszu religijnym, metafizycznym i eschatologicznym zarazem, który aktualnie jest drukowany tuż obok na łamach „Ziemi Lublinieckiej” po raz pierwszy, pt. Święty męczennik kleryk Alfons Mańka (1917-1941) OMI, napisanym w Lublińcu latem 2019 r., autor nawiązuje do formy przesłania niegdyś szokującego wiersza ówczesnego ateisty Tadeusza Różewicza (1921-2014) pt. Ocalony (czyli do liryku pochodzącego z tomu poetyckiego pt. Niepokój, wyd. „Przełom”, Kraków 1947). Przebieracz jednak w swoim wierszu (2019) prowadzi z Różewiczem po ponad siedemdziesięciu latach (1947-2019) bardzo czytelną grę poetycką, lecz daje zupełnie odwrotne (chrześcijańskie) rozwiązania tematu, a contrario, niż różewiczowski, bluźnierczy pierwowzór.

Różewicz w wierszu pt. Ocalony polemizował z tomem poezji Czesława Miłosza (1911-2004) pt. Ocalenie (wyd. w 1945 r.). Różewicz zainaugurował w polskiej poezji tzw. system wersyfikacji zwany popularnie od jego nazwiska „różewiczowskim” (czyli specyficzny, wolny wiersz bez rymów), jednak ten konkretnie jego utwór pt. Ocalony (1947) cechują: ekspresjonizm, katastrofizm i nihilizm treści (zob. też inną książkę: Tadeusz Różewicz, Ocalony, „Varsovia”, Warszawa 1991). Na tle zarysowanej osi sporu pomiędzy wizją Miłosza (poezja ocala człowieka z zagłady wojny) a wizją Różewicza (poezja nie ocala człowieka z zagłady wojny), Edward Przebieracz staje na stanowisku, że to Bóg ocala duszę człowieka od ostatecznej zagłady, tylko wystarczy zaufać Stwórcy, tak jak uczynił to Alfons Mańka OMI, i całkowicie zawierzyć się Bogu do końca.

Jednak o ile tematyka wojenna („obozowa”) jest tu wspólna dla obydwu tych polskich poetów (Różewicza i Przebieracza), o tyle sposób przeprowadzenia poetyckiego „dowodzenia” i literackiej „argumentacji” oraz wyciągnięte wnioski końcowe są diametralnie przeciwstawne (bardzo różne) u tych dwóch twórców polskich XX i XXI wieku.

Różewicz (1947) zaczyna i kończy swój utwór swoistą, powtórzoną codą o treści: „Mam dwadzieścia cztery lata / Ocalałem / Prowadzony na rzeź”. Przebieracz (2019) natomiast swoją odmienną codę stworzył jako swego rodzaju parafrazę ww. różewiczowskiej sekwencji, a uczynił to następująco: „Mam niespełna dwadzieścia cztery lata / Pan powołał mnie / na rzeź”. Alfons Mańka OMI miał bowiem ukończone dwadzieścia trzy lata i trzy miesiące w momencie śmierci. W wierszu tym Bóg (Pan) powołuje podmiot liryczny na śmierć męczeńską („rzeź”).

Z tytułu wiersza Różewicza pt. Ocalony (1947) czytelnik nie dowie się, kim ów człowiek (bohater wiersza, podmiot liryczny) jest, bo mógł być nim każdy (ang. everyman). Natomiast sam tytuł wiersza lublinieckiego poety – Edwarda Przebieracza (2019) wyraźnie wskazuje precyzyjnie tylko na jednego bohatera, jeden podmiot liryczny: kleryka Alfonsa Mańkę OMI (1917-1941) i na nikogo więcej.

Everyman (pol. ‘Każdy’) – to angielskie słowo dla opisania uniwersalnego bohatera średniowiecznych moralitetów chrześcijańskich, którego miejsce mógł zająć każdy odbiorca. W chrześcijańskich moralitetach upersonifikowane alegorie ‘Dobra’ i ‘Zła’ walczyły o duszę ‘Każdego’ (Everymana). Owa moralitetowa tematyka stała się pierwotnie osią wiersza Różewicza, który z nią polemizował (1947), dialogował oraz wtórnie – Przebieracza, który broni chrześcijańskiej, moralitetowej tradycji (2019), powracając do korzeni duchowych chrześcijaństwa i wysokiej kultury średniowiecznej Europy.

Różewicz (1947) sprowadził tu wszystko do umownego konwencjonalizmu, odczłowieczenia (dehumanizacji), radykalnego nominalizmu i moralnego relatywizmu (dobro i zło to tylko puste nazwy umowne, puste pojęcia językowe, nic więcej), gdy zanotował: „To są nazwy puste i jednoznaczne: / Człowiek i zwierzę / Miłość i nienawiść / Wróg i przyjaciel / Ciemność i światło”.

Przebieracz (2019) kontruje tekst Różewicza (1947), dając całkiem odmienną wizję. Dla podmiotu lirycznego (reprezentującego w wierszu Alfonsa Mańkę OMI) zadaniem zleconym przez Maryję w mistycznym doświadczeniu jest to, aby on, jako misjonarz „docierał do nieodkrytych jałowych serc / i światłem Ewangelii / rozniecał w nich cywilizację miłości // Oto teraz ciemność spowiła świat / lecz światłość ją przemoże / bo będę Bogu wierny aż do śmierci”. Tu w wierszu Przebieracza – realizm, moralizm, humanizm (godność człowieka w obliczu Boga), teizm, chrystianizm, ewangelizm u podmiotu lirycznego (dobro istnieje realnie, jest dane od Boga w bycie) stanowią całkowite przeciwieństwo podmiotu w Ocalonym (1947) Różewicza.

Różewicz (1947) zanegował w tym wierszu de facto istnienie Boga (ateizm) i sens zbawienia ludzkości (antychrystianizm) oraz sprowadził osobę człowieka do roli zwierzęcia rzeźnego (animalizm, instrumentalizm), gdy skonstatował: „Człowieka tak się zabija jak zwierzę / Widziałem: / Furgony porąbanych ludzi / Którzy nie zostaną zbawieni”. Poeta ten (1947) niejako zanegował tym samym metafizyczny, duchowy i religijny sens śmierci człowieka i wymiar transcendentny istnienia ludzkiego (antyeschatologizm), negując możliwość zbawienia (czyli ocalenia w wieczności).

Przebieracz (2019) natomiast wstawił tu wyraźną kontrę Różewiczowi, gdy zarysował odmienną sytuację podmiotu lirycznego (jakby wypowiadając w pierwszej osobie słowa samego naocznego świadka – Alfonsa Mańki): „Człowieka można zabić jak zwierzę / widziałem / przed krematorium furgony porąbanych ludzi // którzy zostaną zbawieni / i takich, którzy używają życia, lecz są martwi”. U Przebieracza jest zupełnie inaczej: metafizyczny, duchowy wymiar śmierci istnieje i ma głęboki, religijny sens z perspektywą na wieczność w Bogu (eschatologizm). Jednocześnie poeta (2019) wskazał tu na konsumpcjonizm (konsumeryzm), czyli na bezkrytyczne używanie życia jako na przyczynę tzw. ‘śmierci duchowej’ ludzi jeszcze fizycznie żyjących, ale już tylko docześnie, materialnie, bez duchowości (tzw. „postduchowość”, czyli materializm bez ducha).

Różewicz (1947) zajął wewnętrznie sprzeczne ze sobą (alogiczne i antylogiczne) konwencjonalistyczne, nominalistyczne stanowisko relatywizmu poznawczego, relatywizmu moralnego oraz relatywizmu estetycznego, skoro zarysował opinię podmiotu lirycznego następująco: „Pojęcia są tylko wyrazami: / Cnota i występek / Prawda i kłamstwo / Piękno i brzydota / Męstwo i tchórzostwo. // Jednako waży cnota i występek / Widziałem: / Człowieka który był jeden / Występny i cnotliwy”. Różewiczowska, fałszywa narracja została poprowadzona tu wbrew elementarnej logice Arystotelesowskiej, a wnioskowanie z jednego przypadku o wszystkich przypadkach w ogóle, czyli o zasadzie ogólnej, to podstawowy błąd logiczny we wnioskowaniu (indukcja jest zawodna w dowodzeniu, to błędny sylogizm).

Fałszywa, relatywistyczna konkluzja u Różewicza miała być poetyckim ‘dowodem’ przeciw obiektywizmowi istnienia dobra. Istnieje jednak w logice niepodważalna tzw. ‘zasada wyłączonego środka’: nie może istnieć jednocześnie „a” oraz „nie a” w jednym, bo albo istnieje coś albo tego czegoś nie ma). Różewicz bałamutnie wskazał na istnienie człowieka jednocześnie (czyli w tym samym czasie) „cnotliwego i występnego”, co jest sprzeczne z logiką, jeśli chodziło mu o jednego człowieka, a nie o cały rodzaj ludzki jako taki.

Przebieracz (2019) natomiast wręcz przeciwnie, zbudował podmiot liryczny („ja” liryczne reprezentujące Alfonsa Mańkę OMI), jako konkretną osobę szukającą kontaktu z Bogiem – Gwarantem dobra obiektywnego, choć na początku było to poszukiwanie naiwne, dziecięce i z udziałem mistycznej relacji w wizji spotkania z Maryją: „Od małego marzyłem [aby] zostać świętym / w Lisowicach w stodole po drabinie próbowałem wejść do nieba / i wtedy z lubeckiego kościoła dostrzegła mnie Niepokalana / powiedziała mi, bym został misjonarzem (…)”.

Różewicz (1947), zdruzgotany zagładą II wojny światowej, wyraził wolę poszukiwania tylko sensu doczesnego, gdy włożył w usta podmiotu lirycznego następujące passusy: „Szukam nauczyciela i mistrza / Niech przywróci mi wzrok słuch i mowę / Niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia / Niech oddzieli światło od ciemności”. Faktycznie jednak owego rzeczywistego mistrza i nauczyciela podmiot liryczny w i wierszu nie znajduje, bo odrzuca Boga jako Mistrza i Nauczyciela (ateizm).

Przebieracz (2019) kontruje tę wyłącznie doczesną wizję bardzo wyraźnie, stawiając jednoznacznie sens życia ludzkiego w płaszczyźnie metafizycznej, duchowej, transcendentalnej, religijnej, eschatolologicznej, bo jakby w usta samego Alfonsa Mańki OMI wkłada słowa niezłomnego świadectwa wiary: „W Mauthausen-Gusen / jest ze mną Nauczyciel Mistrz i Przyjaciel / On błogosławi mój wzrok słuch i mowę / oddziela ciało od duszy // Ja – szkielet z anielską twarzą / mam niespełna dwadzieścia cztery lata / ocalałem / prowadzony na rzeź”. Autor odwraca tu różewiczowską sytuację liryczną, bo śmierć okazuje się błogosławieństwem dla zmysłów, dusza oddzielona od ciała jest zbawiona (ocalona na zawsze w wieczności, w łączności z Bogiem), dzięki głębokiej, wewnętrznej relacji zaufania: Mistrz-uczeń (Bóg-człowiek) i to niezależnie od warunków zewnętrznych (zagłada wojny, koncentracyjny obóz śmierci, niemiecki obóz zagłady).

Zaskakujące, a zarazem logiczne zakończenie utworu autorstwa Przebieracza (2019) nawiązuje do zapośredniczonego świadectwa współbraci niedoli obozowej, że po śmierci kleryk Alfons Mańka miał wygląd „szkieletu z anielską twarzą”, co oczywiście tu samo w sobie stanowi pewien oksymoron poetycki, paradoks literacki, bo przecież anioły nie mają szkieletów (wszak nie mają ciał, skoro są czystymi duchami), a szkielety z kolei nie mogą stać się aniołami. Chodziło wszak o przenośnię. Konkludując: Alfons Mańka OMI stał się anielsko Ocalonym (tzn. duchowo zbawionym przez Boga / Nauczyciela / Mistrza / Przyjaciela), mimo że cieleśnie zginął w obozie koncentracyjnym, wyglądał jak szkielet, a po swym zgonie został materialnie zanihilowany, spalony w krematorium, dosłownie starty na proch przez szatański system narodowo-socjalistycznej, totalitarnej, niemieckiej machiny śmierci. Taka jest główna, poetycka teza analizowanego wiersza i taka była rzeczywistość życia realnego bohatera tego utworu – Alfonsa Mańki OMI (autentyzm).

I jeszcze jedna ważna, gorzka uwaga na koniec: w ramach relatywistycznej cywilizacji konsumpcjonizmu, konsumeryzmu (gdzie wszystko jest na sprzedaż, nawet obóz koncentracyjny i obóz zagłady), tereny byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Mauthausen-Gusen Austriacy po II wojnie sprzedali prywatnym „inwestorom”, którzy tam obozowe budynki przebudowali przeważnie na domy jednorodzinne, gdzie ludzie, „którzy używają życia, lecz są martwi” (jak to w ww. wierszu określił E. Przebieracz), spokojnie sobie do dziś mieszkają, non-stop bezczeszcząc miejsce kaźni, miejsce zagłady i ludobójstwa, depcząc codziennie po prochach (spalonych szczątkach) ofiar, być może stąpając także po prochach Alfonsa Mańki OMI, który nie ma tam nawet swojego grobu.

Jako Polacy nie możemy tego tak bezkarnie zostawić, nie możemy godzić się na taką profanację miejsc pamięci o ofiarach II wojny światowej. Tak się nie godzi, to nieludzkie – zabijać nie tylko niewinnych ludzi, ale i pamięć o niewinnych ludziach, bestialsko  zgładzonych przez Niemców i Austriaków na niemieckiej służbie. Trzeba działać. Mamy moralny obowiązek ocalenia pamięci i godności naszych Rodaków, którzy tam zginęli. Oni wszyscy muszą być Ocaleni dla pamięci ludzkiej, dla przyszłych pokoleń, na zawsze, tak jak i wieczna pamięć o świętym kleryku Alfonsie Mańce OMI, męczenniku KL Mauthausen-Gusen.

 

Tadeusza Różewicz

Ocalony

Mam dwa­dzie­ścia czte­ry lata
Oca­la­łem
Pro­wa­dzo­ny na rzeź.

To są na­zwy pu­ste i jed­no­znacz­ne:
Czło­wiek i zwie­rzę
Mi­łość i nie­na­wiść
Wróg i przy­ja­ciel
Ciem­ność i świa­tło.

Czło­wie­ka tak się za­bi­ja jak zwie­rzę
Wi­dzia­łem:
Fur­go­ny po­rą­ba­nych lu­dzi
Któ­rzy nie zo­sta­ną zba­wie­ni.

Po­ję­cia są tyl­ko wy­ra­za­mi:
Cno­ta i wy­stę­pek
Praw­da i kłam­stwo
Pięk­no i brzy­do­ta
Mę­stwo i tchó­rzo­stwo.

Jed­na­ko waży cno­ta i wy­stę­pek
Wi­dzia­łem:
Czło­wie­ka któ­ry był je­den
Wy­stęp­ny i cno­tli­wy.

Szu­kam na­uczy­cie­la i mi­strza
Niech przy­wró­ci mi wzrok słuch i mowę
Niech jesz­cze raz na­zwie rze­czy i po­ję­cia
Niech od­dzie­li świa­tło od ciem­no­ści.

Mam dwa­dzie­ścia czte­ry lata
Oca­la­łem
Pro­wa­dzo­ny na rzeź.

 

 

Edward Przebieracz

Święty męczennik kleryk Alfons Mańka (1917-1941) OMI

Mam niespełna dwadzieścia cztery lata
Pan powołał mnie

na rzeź

Człowieka można zabić jak zwierzę
widziałem
przed krematorium furgony porąbanych ludzi
którzy zostaną zbawieni

i takich, którzy używają życia, lecz są martwi

Od małego marzyłem zostać świętym

w Lisowicach w stodole po drabinie próbowałem wejść do nieba

i wtedy z lubeckiego kościoła dostrzegła mnie Niepokalana

powiedziała mi, bym został misjonarzem

docierał do nieodkrytych jałowych serc

i światłem Ewangelii

rozniecał w nich cywilizację miłości

 

Oto teraz ciemność spowiła świat

lecz światłość ją przemoże

bo będę Bogu wierny aż do śmierci

 

W Mauthausen-Gusen
jest ze mną Nauczyciel Mistrz i Przyjaciel
On błogosławi mój wzrok słuch i mowę
oddziela ciało od duszy

Ja – szkielet z anielską twarzą
mam niespełna dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź

 

Marek Mariusz Tytko (Uniwersytet Jagielloński), wnuk górnośląskiego nauczyciela, Michała Mencla (1884-1967),  więźnia KL Dachau (IV-VI 1940) i KL Mauthausen-Gusen (VI-XI 1940), pracującego w kamieniołomie Kastenhofen, w czasie, gdy przebywał tam kleryk Alfons Mańka OMI