„Dzienniczek duchowy” stanowi nieocenione źródło do poznania życia duchowego nowicjusza A. Mańki. Jest świadectwem duchowych walk, które ze sobą prowadził, ale też niezłomnej woli podążania do świętości od samego początku drogi zakonnej. Pisze: „Chcę się stać świętym, niech mnie to kosztuje, ile chce” (27.11.1937). Jest świadom licznych walk, które go czekają, i konieczności odrzucenia wielu kompromisów. Trzeba stoczyć bardzo trudną walkę z samym sobą, i to w poczuciu pewnego opuszczenia przez Jezusa, który jakby spał na dnie łodzi serca. Piętrzące się trudności kuszą do zaprzestania walki i zadowolenia się w zakonie stanem „półświętości” (23.10.1937).

Ofiara

Dążenie do świętości nie jest dla niego jakimś perfekcjonizmem duchowym. Dokonuje się w żywej relacji do osoby Jezusa, jej istotą pozostaje pielęgnowanie miłości do Niego, powiązanej koniecznie z duchem ofiary. Tu dotykamy samej istoty jego duchowości. Zdumiewa nas, jak szybko dochodzi do tego, co jest sednem życia duchowego i życia zakonnego. Myśl o ofierze stanowi motyw przewodni jego życia w nowicjacie. Tak często i z taką pasją mówi o ofierze, że czytelnik nie ma żadnych wątpliwości, iż myśl ta ciągle trawiła jego duszę.

Tak oto pisze: „Chcę być świętym, świętym dla Jezusa, całopalną ofiarą dla Jego miłości, to me pragnienie i usilne życzenie” (17.01.1938, 08.01.1938). Aby zdobyć świętą miłość, należy zniszczyć miłość własną. „Aby całkowicie zabić w sobie miłość własną, trzeba się bez zastrzeżeń oddać Bogu i nic nie zostawić dla siebie” (09.12.1937). Modli się następująco: „Jezu! Wyniszcz mnie dla Twej miłości!” (07.11.1937). „O Boże, dajesz mi obumrzeć dla tego świata, dla siebie samego” (19.02.1938). Ofiara przyjmuje kształt krzyża. Trzeba nieść swój krzyż za Jezusem „w dzień i w noc, ani na chwilę go nie odkładając”. Ilekroć spogląda na krzyż, widzi puste miejsce dla siebie, aby tam ukrzyżować swoje życzenia, swoje słabości, a przede wszystkim własne „ja” (12.12.1937).

Niemożliwa jest miłość bez ofiar. Im więcej kosztuje zjednoczenie z Nim, tym większe później odczuwa się szczęście (24.11.1937). Im więcej własnego wysiłku i ofiary, tym też „większe zadowolenie w duszy i zapał dla pracy Bożej” (16.05.1938, 04.06.1938). „Jak słodko jest ponosić ofiary dla Jezusa” (28.11.1937). Nowicjusz jest przy tym świadom, że „pobożność nie polega na uczuciu, ale na stałym usposobieniu duszy do pełnienia woli Bożej” (30.11.1937). Zbliżająca się profesja napełnia go radością: „już nie tylko w pragnieniach, jak dotychczas, ale w rzeczywistości będę się mógł oddać Bogu” (16.08.1938).

Ciągle oczyszcza swoje intencje, oczyszcza się z siebie samego. Nie przyszedł do klasztoru po wygodę i przyjemność, ale po to, by sprawić przyjemność Jezusowi (02.12.1937). „O ile przyszedłem Bogu służyć, wciąż Jemu każdą chwilę powinienem poświęcić” (05.02.1938). Wstąpił do klasztoru, „aby Bogu służyć, a nie swoim zachciankom” (26.03.1938). Pragnie poradzić się swego kierownika, czy może w dniu oblacji, a w święto Narodzenia NMP, ofiarować Jej wszystkie swoje zasługi, przeszłe, teraźniejsze i przyszłe (18.08.1938).

Największą przeszkodą jest wola własna, którą z pomocą Jezusa należy złamać (01.12.1937). Kilka tygodni po rozpoczęciu nowicjatu stwierdza, że zaczyna „rozumieć wartość umartwienia” (27.09.1937). „Prawdziwe życie zakonnika powinno płynąć z minuty na minutę wśród zaparcia się i umartwień” (18.11.1937). Mamy wyrzec się swojej woli i rozumu, oddać się Jezusowi, a On poprowadzi nas najlepszą drogą (23.11.1937). Wola ciągle się skłania do zaniedbań, wygody, życia lekkiego, co osłabia zapał, a z czym trzeba ciągle walczyć (24.01.1938). Jeszcze brakuje stałości w cierpieniach, więc trzeba ćwiczyć się w niezłomności woli, aby trwała w raz powziętym postanowieniu (31.01.1938).

Walka o ducha ofiary jest najbardziej zasadniczą walką, którą toczy autor Dzienniczka w nowicjacie. Relacjonuje ją przez cały nowicjat. Oto pewien wyciąg z tej relacji w porządku chronologicznym. Na początku nowicjatu stwierdza, że przyczyna braku należytej gorliwości i skupienia tkwi w niecałkowitym jeszcze opanowaniu samego siebie i wyzuciu się własnej woli, czego znakiem jest m.in. zbyt częste wspominanie rodzinnych stron i przyjaciół (20.09.1937). Zwykle gorliwość słabnie z upływem dnia. Remedium na to jest większa stanowczość, której jednak brakuje, choć z radością stwierdza, że są takie dni, w które cały czas utrzymuje się w tej samej gorliwości. Ta sama przyczyna, a więc „brak żywszej reakcji”, powoduje niewytrwałość w codziennych drobnych postanowieniach (26.09.1937). Młody człowiek pragnie oddać się całkowicie na służbę Bogu, choć ciągnie go do spraw światowych i czasami marnuje swój czas (24.09.1937). Choć doznaje wielkich korzyści duchowych w nowicjacie, choć widzi postępy w duszy, która się odradza i odnawia, to jednak brakuje tego stanowczego kroku, aby całkowicie zerwać z tym co światowe i poświęcić się Bogu (05.10.1937). Za mało wyrzeczenia się własnej woli, a za dużo liczenia na własne siły, co prowadzi do zawodów (07.10.1937). Jedno z bardziej wyrazistych świadectw takiej postawy składa półtora miesiąca po rozpoczęciu nowicjatu. Ma poczucie, że Jezus wzywa to całkowitego wyzucie się z siebie i pójścia za Nim, dając przy tym niekiedy przedsmak szczęścia zjednoczenia się ze sobą. Z drugiej strony ma poczucie trudności w pełnym zaparcia się siebie. Brakuje mu sił do tego oraz wiedzy, jak właśnie zaprzeć się, czyli ujarzmić swoją bezwładną naturę. Stwierdza, że czeka go w najbliższych dniach ciężka i rozstrzygająca walka pod tym względem. Ufa w pomoc Boga i Matki Najświętszej (17.10.1937). Kolejne dni ugruntowują go w tej walce o oddanie swej woli do dyspozycji Boga. Chce całkowicie do Niego należeć, cierpieć i znosić trudności, zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne, z miłości do Niego (18.10.1937). Wola jest jeszcze zbyt słaba, bo rano postanawia, a w ciągu dnia słabnie w swoim postanowieniu (22.10.1937). Rano postanawia zapierać się dla Chrystusa, ale w ciągu dnia trudno w nim wytrwać i nie zagubić poczucia jego sensu. Takie ofiarne nastawienie sprawia pewną monotonię, pospolitość dnia, a jednak trzeba o nią walczyć „dla całkowitego uświęcenia się” (24.10.1937). Jednego dnia postanawia ujarzmić swoją naturę całkowicie i wyrzec się wszystkich niepotrzebnych myśli (05.11.1937). Jest bardzo trudno wyzbyć się samego siebie, ale do tego wzywa Jezus (07.11.1937).  Szatan ciągle kusi wygodnym życiem, niby poddanym regule, ale tylko na tyle, na ile każe obowiązek. Tymczasem nowicjusz słyszy wołanie Jezusa wzywające do całkowitego wyrzeczenia się siebie dla Niego (13.01.1938). Przybył z nim do nowicjatu stary człowiek, którego bliżej poznał, a następnie dzięki Jezusowi pokonał, choć zawsze jeszcze może się odrodzić (24.02.1938). Jeszcze odzywa się w nim, jeszcze pyta, po co życie zakonne, a jeśli nawet ma ono sens, to pojawia się pytanie, po co umartwianie się w nim; te podszepty jednak zostają odrzucone (26.02.1938). Wola jeszcze słaba, nie trwa w dobrych postanowieniach, odwleka na jutro posłuszeństwo dobrym natchnieniom.

Nowicjusz wybiera hasło: „dlaczego wciąż jutro, a czemu nie dziś?” (28.02.1938, 26.03.1938). Św. Ignacy Loyola wymieniał wielkich świętych i mówił do siebie, że skoro oni potrafili, to potrafi i on. Nowicjusz powiada: „potrafił to św. Ignacy, potrafię i ja!” (31.07.1938). Autor przytacza przykłady innych oblatów: o. Czakaja, który często mówił o pamięci na obecność Bożą, o. Grollier, który już jako nowicjat prosił Boga, aby dawał i powierzał jego trosce dusze, etc. Ciągle powtarza: oni mogli, to i ja mogę! (20 i 25.01.1938). Pojawia się na horyzoncie perspektywa pracy dla zbawienia innych, ale jest świadom: „aby ich doprowadzić do Boga, trzeba najpierw samemu oddać się Bogu” (09.03.1938). Trzeba zapomnieć o sobie, „chociażby i łzy to miało wycisnąć” (12.03.1938). Jeśli tylko połowicznie chcemy oddać się Bogu, skazani jesteśmy na głęboką rozterkę (23.03.1938). Tęskni do momentu, w którym zda się całkowicie na wolę Bożą (24.03.1938).

Dlatego autor Dzienniczka usiłuje zagospodarować chwile niezbędne do wykonania pospolitych czynności jak ubieranie się, przechodzenie z miejsca na miejsce etc, tempus liberum, i przeznaczyć je na westchnienia, akty strzeliste, krótkie modlitwy (08.02.1938). Dostrzega w pełnieniu swoich obowiązków sposób na wyrzekanie się siebie i praktykę skupienia (20.10.1937). Idąc za przykładem św. Alfonsa Liguori, dostrzega pod tym względem nieocenioną wartość spowiednika (02.10.1937). Cieszy się, że w zakonie może łatwiej pełnić wolę Bożą, kierując się regułą i posłuszeństwem względem przełożonych. Sprawia mu radość poczucie, że to sam Bóg woła go do konkretnych zajęć: na modlitwę do kaplicy, do lektury na studium, do pracy fizycznej. Przed każdym z tych zajęć wzbudza akt poddania się woli Bożej. Wtedy z znika poczucie przykrości jakiegoś obowiązku, a jeśli nawet zostaje, to sama przykrość powinna cieszyć, ofiarowana Bogu (23.02.1938) (09.06.1938). Wróciły dawne marzenia płynące z miłości własnej, wyobrażenie wygód, powodzenia w życiu, przez które szatan chce napełnić duszę próżnością, ale nasz autor je stanowczo odrzucił, co przyniosło wielką radość (23.01.1938). Pogadanka o. Kulawego o misjach na wschodnich kresach Polski i konieczności poświęcenia i zaparcia się siebie budzi w nowicjuszu chęć praktykowania takiej postawy już teraz, bez czekania na posłanie misyjne. Będzie starał się modlić nieustannie, w kaplicy, podczas pracy i rekreacji, aby Bóg ukształtował w nim stałą chęć nie odmawiania niczego Bogu, żeby „w każdej chwili być gotowym do złożenia Mu z siebie ofiary” (30.03.1938). Poświęcenie misyjne z pewnością poprzedzają całe lata „moralnej pracy nad sobą” (18.05.1938).

Przytacza słowa o. Gascon, które określają życie oblatów: „Modlitwa, praca i cierpienie bez szemrania” (03.01.1938).

Cierpienie

Pośród ciemności ogarniającej pewnego dnia duszę woła: „Jezu, chcę Cię kochać, kochać aż do szaleństwa, nie tylko w radości, ale i w cierpieniu!” (20.11.1937). „Jak miło jest dla Jezusa cierpieć. (…) Za dużo więc jeszcze siebie szukam, a nawet i w cierpieniach. Jezu, kocham Cię i chcę Cię kochać, aż do szaleństwa! (…) Tego rodzaju wołania zaczynają rozbrzmiewać w duszy nowicjusza po kilku miesiącach nowicjatu (22.11.1937). „Jakże miło cierpieć dla Ciebie, o Jezu!” (09.07.1938). „Dla Niego tylko żyć, dla Niego cierpieć, to me pragnienie” (29.11.1937). Cierpienie jest potrzebne, by oczyścić duszę (26.11.1937). „W pomyślności i bez cierpień trudno się utrzymać w gorliwości” (22.03.1938). Stwierdza, że w jego duszę „stopniowo wstępuje światło”, które pokazuje, że Pan Jezus chce go prowadzić nie drogą wygodną i miłą, ale drogą „zaparcia, cierpienia” (23.03.1938).

Wspomina o trawiącej go gorączce, pomimo której odprawia, choć z trudem, medytację (16.09.1937). Niedyspozycja fizyczna i niesprzyjająca pogoda przeszkadzały w skupieniu, jednak nowicjusz znalazł dużo szczęścia w odmawianiu różańca (20.07.1938). Pragnie pracować nad swoimi uczuciami, choćby na przykład chwilowego niezadowolenia i narzekania na marcową pogodę (28.03.1938) czy na nieoczekiwaną zamianę w planie majowego dnia przechadzki na pracę w klasztorze (12.05.1938). Gdy inni pracują przy żniwach, on pozostał w domu. Skarży się, że źle się czuje podczas upału (25.07.1938). Podobnie w inne dni żniwa pozostał w domu (05.08.1938).

Oschłość

Wierność Jezusowi w poczuciu niepewności i opuszczenia jest „ofiarą, przez którą składamy siebie samych” Bogu (24.05.1938). Stwierdza, że pod wieczór czuje się trochę opuszczony i oziębły, co przyjmuje jako „doświadczenie Boże”. Gotów jest je znosić jako ofiarę, ale pragnie, by Bóg pozostawił mu przynajmniej samą miłość, przez która mógłby go kochać i posiadać (02.10.1937). Spostrzega, że gdy podczas oschłości stara się wszystko czynić z miłości do Jezusa, składa przez to prawdziwe dowody swojej miłości do Niego (23.10.1937). Jeszcze nie nastąpiło pełne wyzucie się z siebie, ale lektura takich mistrzów jak św. Teresa od Dzieciątka Jezus pomaga wszystko czynić, mimo oschłości, dla Jezusa (26.10.1937). Chce iść podobną drogą pod tym względem jak ona (04.10.1937). Postanawia nie smucić się z powodu braku pocieszenia ze strony Jezusa, a idąc za św. Teresą od Dzieciątka Jezus, nawet pocieszać Jezusa, gdy On go nie pociesza (16.11.1937). Doświadcza przygnębienia, zniechęcenia, znużenia, choć stara się dobrze odprawić ćwiczenia. Ma świadomość, że walka z oschłością jest konieczna, choć zwycięstwo nie przychodzi zaraz (10.10.1937). Uświadamia sobie, że powinien cieszyć się z przychodzącego na niego przygnębienia, bo jedynie przez trudności można dojść do zwycięstwa. One pobudzają duszę do walki i odsłaniają własną nicość przed Bogiem, a Jego dobroć i miłość (28.10.1937). Kochamy Jezusa, gdy daje On odczuć swoją obecność, a gdy ukrywa się w nas, zapominamy o Nim, podczas gdy trzeba o Nim pamiętać zawsze (07.11.1937). Owszem, gdy Jezus zsyła doświadczenie, oschłość, autor dzienniczka stara się nadal iść za Nim, ale pyta siebie samego, czy idzie wtedy za Nim tak jak Mu obiecuje… (11.11.1937). Czuje się cały dzień przygnębiony, pogrążony w ciemnościach, ale modli się: „O Jezu, niech się dzieje Twoja święta wola” (04.02.1938). Powiada autor: „Jezus pragnie prowadzić mnie drogą cierpień i oschłości duchowej”. Domyśla się, dlaczego On tak czyni: aby serce jego uczynić pokorne tak jak swoje własne (15.11.1937). Umartwienia przestają być dla niego przykre i trudne, skoro są miłe Jezusowi. Kiedy rano panowała oschłość, a serce mimo to trwało przy Nim, On przyszedł i dał odczuć swoją bliskość (25.10.1937). Wiele razy stwierdza, że Jezus przychodzi pośród oschłości i pociesza, jak np. podczas pewnego partykularza (09.11.1937). Po kilku miesiącach nowicjatu wspomina o nachodzących skrupułach, pośród których ucieka się do Matki Bożej (18.02.1938).

Roztargnienia

Bez skupienia nie ma postępu duchowego i zjednoczenia z Bogiem (23.10.1937). Rozproszenie umysłu to największy wróg gorliwości” (15.01.1938). Brak małego umartwienia prowadzi do dużych błędów i udaremnia pracę nad sobą, a z kolei jego przyjęcie prędko prowadzi do postępu (30.09.1937). Niewielkie rozproszenie przynosi duże szkody (21.06.1938). Rozproszenie pozbawia ducha głębokiego szczęścia i spokoju serca (16.07.1938). Łatwo jest popaść w roztargnienie, a dużo trudniej je opanować (16.07.1938). Trzeba więcej zważać na skupienie i poświęcenie, bo one nie przychodzą same z siebie (22.01.1938). Przyczyny roztargnień mogą być różne, wewnętrzne i zewnętrzne. Co do tych pierwszych, to jedną z podstawowych przyczyn jest „niedbałe odprawianie ćwiczeń duchowych”, co z kolei bierze się z „inercji duchowej”, z której trzeba się ciągle wyrywać. Co do tych ostatnich, to może być jedną z przyczyn nawet zbyt ładna pogoda (23.09.1937). Świętość nie polega na długich modlitwach, „ale na stałym chodzeniu w obecności Bożej”. Nowicjusz pragnie więc w każdej chwili pamiętać o obecności Bożej (09.06.1938). Czuje potrzebę ciągłej modlitwy (06.08.1938). Postanawia przed Jezusem, aby nie oddalać się od Niego choćby w najmniejszej rzeczy, ale wiecznie trwać przy Nim (16.07.1938).

Nowicjusz w pewnym miejscu bliżej nie określa swoich doznań, ale stwierdza, że w głowie kłębiły się jakieś trudności, które dążyły do zachwiania jego powołaniem. Nieraz utrzymywały się przez kilka dni. Np. przychodziły w południe, pod wieczór zostały odparte, następnego dnia znowu wróciły, znowu zostały odparte, choć częściowo: dzięki dobrze odprawionej medytacji oraz innej modlitwie i ufności w Bogu (21.09.1937). „Od iluż pokus i nieszczęść chronią nas te mury klasztorne” (29.11.1937). Taką przyczyną jednego dnia było jakieś „podniecenie na studium”, któremu towarzyszył brak opanowania się i przerwanie milczenia (30.09.1937). Wyznaje jednego październikowego dnia, że rozproszenia towarzyszą odmawianiu różańca, ale przeciwstawia się nim, chcąc „przez to sprawić przyjemność Jezusowi”. Potem jednak znowu zapomina o takiej walce z nimi, ale wieczorem znów wraca do skupienia (06.10.1937). Skarży się innego dnia podobnie na pewne „rozprężenie duchowe”, które nastąpiło na studium, z powodu niedostatecznej czujności (19.10.1937).  „Roztargnienie przy wstawaniu rzutuje na ciąg dalszy dnia (16.05.1938).  Przyznaje, że dużo trudności sprawia odmawianie brewiarza, gdyż myśl uciekają gdzie indziej i trudno je „zbierać i kierować ku Bogu”. Modli się zatem: „Matko ma Najdroższa, udziel mi łaski opanowania wyobraźni” (27.05.1938). Zbliża się czas lata, wakacji szkolnych, wracają wspomnienia z matury, ostatnich wakacji, grozi osłabienie gorliwości w związku z kończącym się nowicjatem. Postanawia unikać „myśli światowych albo i o wakacjach” (14.06.1938). Wspomnienia o przeszłości przeszkadzają, aby „zająć się chwilą obecną” i „ją jak najlepiej poświęcić Bogu” (17.06.1938). Wyrzuca sobie, że był za mało skupiony podczas wykładu, „aby kierować uwagę na przedmiot” (06.07.1938). Dobrze rozpoczęte skupienie zostało zaburzone przez wizytę znanego  (pewnie z junioratu) ojca, która obudziła wspomnienia przeszłości. Postanawia jednak dalej trwać w obecności Bożej, „modlić się i jeszcze raz modlić” (13.07.1938). Zauważa, że zalecana przez przełożonych troska o zdrowie jakoś wytrąca go ze skupienia i zdaje się osłabiać ducha gorliwości (14.07.1938).

Wspólnota

Czasem doświadcza niezrozumienia od innych co do swojego zapatrywania czy postępowania, co go boli, ale daje też możliwość praktykowania pokory, dlatego stara się znosić je w milczeniu (25.09.1937). Żałuje, że jednego dnia wybuchnął na współbrata, choć ze słusznej przyczyny. O wiele więcej sprawiłby przyjemności Jezusowi, gdyby zamilkł (30.12.1937). Wobec braci stara się być „uprzejmym i pokornym” (22.09.1937). Kiedy indziej pisze, że z porannego postanowienia, „żeby być uprzejmym i usłużnym” względem nich, niewiele udało się wykonać. Musi zwalczać „chłód w duszy, a nawet obojętność na ich sprawy” (15.05.1938). Wyrzuca sobie, że gdy pewien współbrat prosił go o to, aby poszedł z nim na przechadzkę, idąc za swoją wolą, odmówił, potem jednak zgodził się, ale dał odczuć podczas przechadzki, że nie jest z niej zadowolony. Widać, jak zmaga się ze sobą, by osobistą pobożność zintegrować z duchem wspólnoty (05.03.1938). Kierownik zwraca mu uwagę na to, aby się dużo bardziej udzielać się „na zewnątrz wobec współbraci”  i więcej zabiegać o radość, przełamując melancholijne usposobienie i skupianie się na  własnym cierpieniu (26.07.1938). Kiedy budzą się urazy wobec jakichś współbraci, zaraz wyobraża sobie, że Jezus jest w ich osobie, i usposobienie szybko się zmienia, tak że tym bardziej stara się okazywać im życzliwość (17.11.1937). Podczas przechadzki do Sławska przyłącza się do współbraci, którzy chętniej rozmawiają na tematy pobożne (19.05.1938). Zdaje się, przypadła mu funkcja bibliotekarza, więc pełniąc ją chce być „niewolnikiem na ich usługi” (04.01.1938). Z drugiej strony, skarży się też na zbyt dużą podległość innym, co osłabia ducha skupienia (26.09.1937). Demaskuje w swoim charakterze skłonność do wzbudzania u współbraci litości względem siebie, powodowaną przez miłość własną i pychę, dlatego postanawia czujność względem tej skłonności (29.03.1938).

Praca, rekreacja

W czasie pracy ręcznej umysł jest wolny i można odnieść duży pożytek duchowych, zajmując go rozważaniem prawd odwiecznych (21.07.1938). Niepotrzebnie praca tak silnie zajmuje umysł (26.11.1937). Skarży się, że podczas pracy w ogrodzie zaniedbywał wzbudzanie aktów strzelistych (13.06.1938),  jednak kiedy indziej w pracy udaje się rozważać naukę i cierpienia Jezusa i przeplatać wszystko aktami strzelistymi (09.07.1938). Dzień, w którym mógł korzystać ze swego artystycznego talentu i oddać się malowaniu, nasunął refleksję o potrzebie pewnej rezerwy względem pracy. Z jednej strony wykonuje ją z radością, okazując wdzięczność Bogu za otrzymany talent, ale z drugiej strony jest świadom, że nie należy dać się całkowicie pochłonąć przez pracę, gdyż może nas odsunąć od Boga, a skłonić ku pysze (06.11.1937). Ma drobną rozterkę przy zrywaniu wiśni, czy trochę ich nie zjeść. Duch umartwienia kazałby się powstrzymać, troska o swoje słabe zdrowie wskazuje coś odwrotnego. Najlepiej jednak słuchać się głosu przełożonych, którzy pozwalają je spożyć (10.07.1938).

Pewne niebezpieczeństwo kryje się w rekreacji, która może za bardzo zajmować, jak to miało miejsce pewnego dnia (08.11.1937). Nawet podczas rekreacji trzeba zachowywać skupienie (15.01.1938). I tak czyni, starając się również wtedy kroczyć w obecności Bożej (18.02.1938). Unika „rozmów głośnych i hałaśliwych, które psują skupienie” (25.06.1938), i postanawia nigdy nie brać w nich udziału (08.07.1938).

Zwycięstwa

„Bóg nam zawsze udziela tyle łaski, abyśmy mogli przezwyciężyć wszelkie przeszkody” (05.12.1937). „trudności nie są na to, aby nas zwyciężały, lecz abyśmy my je zwyciężali, bo za nimi czeka nas nasz Oblubieniec” (05.01.1938). Kiedy słabną siły, może nawet z własnej winy, ponieważ myśl „nie była zawsze przy Jezusie”, nowicjusz nie daje się opanować zniechęceniu: „do Jezusa pójdę po dalsze siły” (21.11.1937). Są dni spędzone bardzo dobrze: (18.09.1937). (22.09.1937). (25.09.1937). (27.09.1937). (28.09.1937). (02.10.1937). (18.10.1937). (25.10.1937). (22.05.1938). Jeden z takich dni miał charakter szczególny, gdyż cały został przeżyty „wspólnie z Jezusem, z myślą tylko o Nim i dla Niego” (03.11.1937). Podobnie następny (04.11.1937).   (08.11.1937). „Dla Jezusa spędziłem ten dzień” (11.11.1937). (19.11.1937). (03.12.1937). (07.01.1938). (08.08.1938).  „Cały dzień starałem się zachować regułę św., choć w najmniejszej rzeczy” (12.01.1938). „Szczególnie ten dzień przeżyłem z pragnieniem służenia tylko Bogu i aby Jego chwałę pomnożyć” (.03.1938). (05.07.1938). W szczegółach opisuje dzień, który cały przeżył w gorliwości, przykładając się do wszystkich ćwiczeń, choć podczas pracy znowu zapomniał o aktach strzelistych (07.07.1938).

Postęp

Często daje wyraz pragnieniu, aby coraz bardziej kochać Jezusa (np. 17.12.1937). Postanawia, aby każdy dzień, jak kolejny szczebel drabiny, prowadził ku doskonałości (29.09.1937). Wielokrotnie stwierdza nowicjusz, że dzień po dniu dokonuje się jakiś postęp. Stara się wszystko wykonać jak najlepiej, ale ma świadomość, że Bóg wymaga od niego więcej, podczas gdy on się ociąga, za mało pamięta o Jego obecności, za mało dla Niego pracuje (07.10.1937). Nowicjusz zauważa u siebie skłonność do spokoju, z którego trzeba się wyrywać, podejmując walkę ze swoją naturą o świętość (22.01.1938). Z każdym dniem coraz bardziej Bóg przygarnia do siebie (08.11.1937). Z dnia na dzień coraz bardziej rozpala się miłością do Boga i postępuje „w samozaparciu się dla Jezusa” (25.10.1937). Ciągłe zapieranie się siebie, ciągła pamięć na obecność Bożą, ciągłe akty miłości prowadzą do doskonałości (19.01.1938). Doskonałość zależy od tego, na ile poddamy się Bożym natchnieniom (20.01.1938). Któregoś dnia jednak wyrzuca sobie, że pracuje nie „z poświęcenia, ale z obowiązku” (27.10.1937). Stają przed oczyma idylliczne obrazy wiejskiego życia, ale nowicjusz jest świadom, że trzeba iść naprzód i a nie cofać się. Kto nie postępuje w cnocie, ten cofa się, bo zdobyte zapasy duchowe szybko się zużyją (11.01.1938). W życiu zakonnym najbardziej potrzeba wytrwałości i gorliwości (15.01.1938). Wystarczy zaniedbać się przez chwile, a zło już robi w nas wyłom. Dlatego należy panować nad sobą w każdej chwili, choćby nawet w rzeczach obojętnych, inaczej nie zaprowadzimy surowej karności, a ta jest niezbędna na drodze doskonałości (27.01.1938). Zbliża się koniec nowicjatu, nie jest jednak tak gorliwy jak chciałby. Pragnie za św. Teresą od Dzieciątka Jezus przyozdobić przyoblekany habit cnotami i dobrymi uczynkami (23.06.1938).

 

o. prof. dr hab. Leon Nieścior OMI