List kleryka Alfonsa Mańki OMI, napisany w Markowicach na dwa dni przed aresztowaniem przez gestapo

                                                                                                               Markowitz 2 maja 1940

Ukochana Matko i Drogie Rodzeństwo!

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Matka Jego Najświętsza Niepokalana!

Kilkanaście dni już temu jak otrzymałem Wasz list przynoszący mi potwierdzenie tej bolesnej wiadomości. Wiadomość ta tem boleśniejsza dla mnie, że Ojciec nasz zmarł z dala od domu i swoich. Swoi nie otaczali jego śmiertelnego łoża. Nie było tam żadnej schylonej głowy gdy czoło jego okrywał śmiertelny pot, a ręka kostniejąca podnosiła się aby dać ostatnie ojcowskie błogosławieństwo tym, których gasnące serce tak bardzo ukochało, dla których się tak bardzo natrudził, a których wówczas oczy jego nadaremno szukały. Nie było ich tam. Nie było żadnego, lecz wiedząc jak bardzo pragnęlibyśmy obecnymi być przy nim w tej ostatniej chwili, odszedł cicho, ażeby tam, u stóp Bożych uprosić nam to błogosławieństwo …

Odszedł od nas Ukochany nasz Ojciec tak niespodziewanie i tak szybko! Smutno mi gdy sobie przypomnę, że już tu na ziemi nie ujrzę go więcej. Tak żywo przedstawia jeszcze mi się w pamięci ……… ostatni raz widziałem i nie przyszło mi wtedy na myśl, że ostatni raz go widzę, że ostatni raz z nim rozmawiam, że już go więcej tu na ziemi nie zobaczę … Taka wola Boża! Niech Imię Jego będzie pochwalone bo wszystko to czyni dla chwały Swojej i dla dobra naszego … Pamiętam o nim zawsze w swoich modlitwach prosząc Boga, aby jak najprędzej pozwolił mu oglądać Samego Siebie i nas kiedyś w niebie razem połączył. Teraz już serce moje więcej się tam przenosi, bo tam do tego miejsca wiecznego spoczynku coraz to więcej swoich odchodzi.

Klasztor w Markowicach na Kujawach, w którym przebywał kl. Alfons Mańka aż do dnia swego aresztowania 04 maja 1940

U nas wszystko tak samo jak było dawniej. Wiosna, choć z początku niezbyt się zapowiadała, teraz jednak jest piękna. Spodziewam się, że i u Was będzie podobnie.Jak Wam idzie obecnie z pracami w polu, coraz to Was mniej, czy Paweł da sobie aby radę. Czy jest Paweł w domu i czy czasem nie pójdzie do wojska, bo słyszałem, że mieli ściągać. Napiszcie mi przy sposobności jak się Wam powodzi czy Piotr jest już w Lublińcu, ponieważ od ostatnich Świąt żadnej wiadomości od niego nie otrzymałem. Będzie Wam teraz trudno się uporać z pracami, ale miejmy ufność, że Bóg nas nie opuści, gdyż On stara się i ma pieczę o każdego z osobna. Obyśmy umieli oddać się Mu bez ograniczeń, tak jak to czynią święci, abyśmy za św. Franciszkiem mogli powiedzieć „Bóg mój i wszystko moje”, bo naprawdę Bóg i tylko Bóg jest dla nas wszystkim. Jeśli Jego posiadamy wszystko posiadamy, a rzeczy tego świata On nam daje i tak nam daje ile nam potrzeba, abyśmy mogli Mu lepiej i doskonalej służyć. On powołuje do Siebie i zabiera spośród nas, bo u Niego mieszkanie nasze i miejsce odpoczynku po trudach tego żywota …

Na koniec  jeszcze raz dziękuję Wam za ostatni list. Paczkę którą mi przysłaliście otrzymałem i dziękuję Wam za nią jako też za Waszą o mnie troskliwość. Co do mego zdrowia, czuję się dobrze, czy kiedy będę mógł z Wami się widzieć, nie wiem, na razie jest to niemożliwe, możliwe, że będę musiał pozostać w Markowicach na dłuższy czas. Polecam się także Waszym modlitwom i sam będę o Was w modlitwach swoich pamiętał.

Zasyłam wszystkim serdeczne życzenia świąteczne.

Zostańcie z Bogiem!

Miłe pozdrowienia zasyła Wszystkim kochający Was syn i brat

Alfons OMI

Pozdrowienia także dla brata Piotra, siostry Waleski i rodziny Mańków

Za pół godziny wyjeżdżamy samochodem do pracy dokąd, nie wiem.

Ostatnie zdania listu do Matki i Rodzeństwa skreślone ręką Alfonsa. Z boku w pionie dopisek bł. Józefa Cebuli: „Alfonsa już tu nie ma. W sobotę wyjechał z innymi”.